
Dzień zaczął się nie ciekawie od wielkiej kłótni z niesłuchanie sie wyrzutami pretensjami dawaniem sobie w ucho obrażaniem sie robieniem łachy i tak dalej. No i z naszego wychodzenia przed przyjazdem Mariusza nic nie wyszło bo zamiast iść się kłóciliśmy. Ale może dobrze bo on się okazał bardzo bardzo fajny - wesoły i przyjacielski od razu zaczął nas zachęcać do zwiedzania załatwiać coś i proponować oprowadzanie. Umówieni na wieczór zostawiliśmy go żeby odpoczął po drodze. W Polsce podobno wielkie burze mam nadzieje że w Krakowie wszystko dobrze. Pojechaliśmy nad morze i mimo chłodnego wiatru było przyjemnie wreszcie się można było opalić a nie uciekać tylko do cienia - momentami było wręcz zimno. Byliśmy w porcie i na hamburgerach w Macdonaldzie i okazało się po powrocie że słońce działało tylko przez wiatr nic nie czuć bo się opaliliśmy na taki lekko czerwony kolor. Upiekłam sobie trochę nos, ale to powinno się zamienić w taką ładną opaleniznę. Wieczorem przejechaliśmy autem Mariusza cały Rzym i zobaczyliśmy go nie od strony turystycznej - ale tak jak się tu żyje i pracuje. Mariusz pokazał nam miejsca gdzie pracuje - gigantyczny hotel i piękną restaurację wyglądającą jak galeon. On ma tą samą cechę która mi się tak strasznie podoba u Kamila - taką otwartość wobec ludzi i łatwość nawiązywania kontaktów. Fajny jest. Wieczorem byliśmy w tej jego restauracji na wystawnej kolacji na którą nas zaprosił na owoce morza i makaron i wogóle pełno rzezy. I nawet niektóre owoce morza mi smakowały. Potem trochę wypili to miał "dobrzy" humor więc do wieczora siedzieli i gadali i dał nam urządzenie do podłączania internetu więc morze jutro coś opublikuje nareszcie.
1 komentarz:
kobieto ty to masz pisane. powinno ci się częściej zabierać neta i zostawiać tylko Worda to więcej piszesz i jest co czytać :D
Prześlij komentarz