Kto zrozumie?

No kto? Bo ja nawet nie wiem dlaczego bloga pisze... Kolejny z moich szalonych pomysłów... Ale może znajdę bratnią duszę, która odważnie zanurzy się w otchłani szaleństwa i zrozumie wszystkie moje rozterki?

niedziela, 30 listopada 2008

:D :D :D :D


Na konikach było fajowo! Tylko pupa i kolanka bolą. I te koniki są duuuuuuże...

A teraz -> do nauki!

sobota, 29 listopada 2008

...


Zalatany dzień. Ale wycieczka była fajna i z hufcem na ściance też było fajnie. Tylko nie fajnie że u dziadków się mało zrobiło. I zakupy z lisem fajne i jutrzejsze plany. Tylko jak zwykle nic nie wyszło z nauki.

piątek, 28 listopada 2008

...


Zbiórka była... ciekawa. Cała masa zuchów... i olbrzymie kolejki do wróżek... Ale śmiesznie. Tylko mam nadzieję że zastanę porządek jak tam wrócę za tydzień...

czwartek, 27 listopada 2008

* * *


Koreczki były kochane! Dziękuje za znalezienie jej dla mnie i dziękuje za konika - nawet nie wiesz ile ona dla mnie znaczy... A tobie dziękuje za rynek... A zaraz ide spać...

środa, 26 listopada 2008

...


Udało mi się wstać i posprzątać zwierzakom... I uprałam wreszcie mundur i pozszywałam co było potrzeba. Ale poza tym to w sumie nic...
Dalej się męczę sama ze sobą. Jedyne co, to to że był lis i że czuje się lepiej i było dobrze. Mój lisek kochany... Boje się jutrzejszej szkoły... Ale cieszą mnie dwie biologie.
Dzisiaj to tylko troszkę poczytałam, przynajmniej Majki są zadowolone, ale o Freda to się martwię troszkę. Mam nadzieję że mu nic nie będzie.
W sumie z jednej strony się nudzę, a z drugiej nic nie robię... Porażka jakaś...
Zabrałam się troszkę za pisanie... Ale też jakoś ustałam po kawałeczku. Za jakiś tydzień zacznę szperać za wierszami... Może coś jeszcze stworzę. A jak dostanę w końcu jakieś farbki to storze śliczne systemy tęczy :)

wtorek, 25 listopada 2008

:(


Buuuu... Mój brzuszek nie lubi się denerwować... To na pewno dlatego na ciebie warczy!

poniedziałek, 24 listopada 2008

...


Siedzę i ryczę... Wcześniej wyłam na fotelu, teraz ryczę. Z wielu powodów. Zresztą... nieważne.

;(


To był jeden z najgorszych dni jakie pamiętam...Masakra ogólnie rzecz biorąc masakra, która trwała cały dzień i trwa nadal. I czekam właśnie na jej dalszą część - punkt 19.00. Jedyne co mogło dziś wywołać uśmiech to stwierdzenie że: "Jakubas nie jest do końca facetem" które wbrew pozorom jest dość dużym komplemetem. Nawet przejście na następny etap zawodów nie cieszy, ani to że byłam najlepsza w szkole. Chciałabym usnąć i obudzić się za tydzień albo za dwa... Tak byłoby chyba najłatwiej.

niedziela, 23 listopada 2008

...


Dwa dni u dziadków... I nawet jestem zadowolona. Nie mam zrobionych lekcji i przeczytanej lektury i jestem śmiertelnie wykończona, ale przynajmniej coś zrobiłam... Nie wiem w co teraz ręce włożyć... Masakra.

I dostałam takiego koffanego liska...

sobota, 22 listopada 2008

...


Ciesze się że się na coś przydałam, ale mam doła i teraz najchętniej bym się wyprowadziła z domu... Wogóle jakoś tak do niczego się zrobiło. Jestem zmęczona, ale w sumie mogłabym zrobić znacznie więcej... Nie wiem, potrzebuje po prostu czyjejś pomocy.

piątek, 21 listopada 2008

]:)


Łoooooo ta zbiórka to był koszmar... Ale jesteśmy niezłe bo się udało - migrujące druhny były najlepsze :D

:)

Zima się zbliża a ja kocham mojego mysza (a pamiętasz moich przyjaciół spod Kasprowego?)

Jestem wyżyta artystycznie jak nigdy... ale nie mam zadania z angielskiego... a teraz biegiem spać... Dobranoc!

czwartek, 20 listopada 2008

ciemno!


Buuuhuhuuuu.... Zimowa ciemność wyżarła mi dziury w mózgu... I mam jakieś skrzywienia psychiczne, ciągle wydaje mi sie że jest noc i chce mi się spać... I nie moge sie do niczego zabrać. I sie martwię pewnymi dwiema osobami... I wogóle brakuje mi kontaktu z normalnymi ludźmi bo moja klasa jest głupia (zwłaszcza dziewczyny...) I jest be i wogóle! A w sobote ma zacząć padać śnieg! :O

środa, 19 listopada 2008

:D :D :D :D


a oto Mateusz... Wygląda jak kruk prawda?

Wyżyłam się artystycznie a teraz do nauki... plakaty jutro albo dziś wieczorem.

wtorek, 18 listopada 2008

:(


Wizyty u dentysty są dobra na odchudzanie... ale ja się nie chce odchudzać! I nie chce mieć takiego zaćmienia mózgu i żeby mnie bolało... I nie chce żeby zostały tylko 89 dni do końca szkoły i nie chce nie mieć ciągle załatwionych korków...

A mój hufiec jest fajny i hufcowa też! I bardzo się cieszę że je mam i dobrze się przy nich czuję. I ciesze się że chcą dużo rzeczy razem robić i biwak i wogóle. I są kochane po prostu.

:(


Buuu... Jest mi strasznie źle, prawie nic nie jadłam od 26 godzin i wogóle wszystko jest do niczego. Może jutro uda mi się zebrać do szkoły, mam nadzieję że jakoś to przeżyję.

poniedziałek, 17 listopada 2008

...

chlip... teraz boje sie jeszcze bardziej... ide spać żeby nie myśleć... lekcji i tak nie zrobię...

Buuuuuuu

Ja się boję.....

niedziela, 16 listopada 2008

?


Byliśmy przeżyliśmy wróciliśmy... główny cel tego biwaku się sprawdził. Było trudno, ale dzieciaki były zadowolone i to się liczy. Potem było dziwnie... Trochę smutni i rozczarowująco, trochę rozmownie i szczerze, trochę strasznie. Teraz mam nadzieje że będzie już ok, tylko nie wiem co z przyszłym tygodniem...

czwartek, 13 listopada 2008

:(


Założyłam sobie internetowego chomika! Ale kiedy indziej wyjaśnię o co w tym chodzi. Bo przede wszystkim robiłam dwie cudowne prezentacje z biologii. Masakra. Tak trudno jest znaleźć coś na ten temat... Ale osiągnęłam sukces i dobrze że udało mi się je zarezerwować. I następną też...

A na koniec dnia oczywiście same problemy - jak do tej pory sie cieszyłam sie na biwak to teraz wiem że to będzie niewypał i tyle. Najchętniej bym została w domu... I jeszcze z lisem jakoś tak źle trochę...

środa, 12 listopada 2008

...


mmmmhyyyy... męczący dzień, ale trója z gegry... a teraz tylko spanko... padam...

wtorek, 11 listopada 2008

:?


Hmmm... dziwaczny dzień. Trochę wesoły trochę smutny. trochę rozczarowania, a trochę cieszenia się zwykłymi drobiazgami. Najbardziej ciesze się że lis przyjechał, że mu się wyjazd udał i że juz jest dobrze, bo on jest. Ciesze sie z tego co się działo na działce i z tej rozmowy. I że jemu też sie chyba podobała. Ciesze sie że rada chce przyejchać. Ciesze sie że polubiłam parówki. Ciesze sie z jutrzejszej szkoły. i że może problem sie wreszcie uda załatwić (chociaż strasznie sie boje). I to chyba tyle... Dziwczny dzień...

poniedziałek, 10 listopada 2008

...

zdychania ciąg dalszy... nie chce jutra...

niedziela, 9 listopada 2008

:(


ale w moim nie ma drabiny...

...

Życie w tym momencie jest do niczego, a ja sobie powoli zdycham otoczona awanturami... chce żeby już była środa...

sobota, 8 listopada 2008

...

Buuu... jestem do niczego nic nie jestem w stanie zrobić... I w dodatku mózg mi wypłynął jak tej nieszczęsnej owcy...

piątek, 7 listopada 2008

:*


Eh... zagoniona strasznie jestem... A lis pojechał... Dobrze że mam nie tylko jego... A teraz pisze zaproszenia :)

czwartek, 6 listopada 2008

:)


Nie myszu nic się nie stało... tylko czasu było mało.

A wszystkim dziękuję za spotkanie, powinniśmy to robić częściej, bo nabijanie się ze smoków było boskie (a zwłaszcza z jednego) :***

środa, 5 listopada 2008

;(

No więc diagnoza postawiona - mam naderwany mięsień w udzie... Ale jak już powiedziałam, chorobom mówimy nie i nie zamierzam się poddawać - dostałam 6 z wf i pokaże że na nie zasłużyłam! Chociaż mało nie kwiczę przy prostowaniu nogi i nie wiem jak przeżyje jutrzejszy mecz... ;(

A pewien sympatyczny zwierzaczek ma dla nas ważną radę zdrowotną: Jedz duuuużo marchewki i innych warzyw!...


fight...


Zaczynam walkę! Ze wszystkim. Ze sobą też. Od dzisiaj chorobom mówię nie i popadam w samouwielbienie. I jeszcze zachwycam się każdym drobnym szczegółem. A od długiego weekendu (czyli najbliższego) zaczynam walkę ze wszystkim co się da. Ze sobą, ze złymi przyzwyczajeniami, nauką, z nieprzychylnymi mi osobami, z nerwami, z leniem i bałaganem. I ze wszystkim co mi sie uda wymyslić! Chyba musze listę tego zrobić...

wtorek, 4 listopada 2008

0.0


Doszłam do wniosku że jestem chora psychicznie... To co się wyprawia w mojej głowie przechodzi ludzkie pojęcie... Chociażby dzisiaj: gigantyczny samozachwyt, chorobliwy optymizm, gapienie się jak ciele w telewizor, zapał do nauki, niemożność zebrania myśli, bardzo duże zdenerwowanie, nuda, zniecierpliwienie, chęć mordu i jeszcze raz chęć mordu, tęsknota, niezdrowa energia (pomimo trzech godzin snu), rozkojarzenie, aktywność na lekcji i całkowite ignorowanie nauczyciela... I tak by można wymieniać! A co się stanie jeszcze zanim pójdę spać?!

poniedziałek, 3 listopada 2008

niedziela, 2 listopada 2008

:/


Morza i oceany grzmią... Kompletne dno. Moralne i uczuciowe. No coments.

sobota, 1 listopada 2008

Refleksje


Miłość... co to właściwie jest? Takie trudne pytani, a gdzie odpowiedź? Taki dziwny moment refleksji nad tym wszystkim...


Bo to na pewno nie jest takie pierwsze zauroczenie... Nie było by takich wieloletnich, pełnych miłości małżeństw... Na pewno też nie sama chemia... Nasz organizm nie działałby przeciwko nam, wybierałby najlepszego partnera... I nie byłoby tylu nieszczęśliwie zakochanych... Na pewno nie samo uczucie... Nie mogłoby być tak silne... Więc co to jest? I komu się zdarza? I kiedy i dlaczego? Dlaczego niektórzy na nią czekają? I czasem nigdy się nie doczekają? A inni mogą przeżyć dwie? Bo ja wierze że są możliwe dwie... Dla wdowca czy wdowy... Ale nie po porzuceniu kogoś... Wtedy to nie była miłość... Ach...



I jest jeszcze sprawa miłości innej... Jest tak wiele jej rodzajów, a tylko jedno słowo... Miłość do partnera (męża, żony), miłość do dziecka, miłość do rodzica, do dziadka, do przyjaciela, do rodzeństwa, do piękna, do tego co jest nam drogie...



I jeżeli jest szczere, to chyba to wszystko jest to samo uczucie, tylko jego obiekt jest inny... Bo tak samo na nie reagujemy... Daje nam takie samo niewyobrażalne szczęście, takie samo niewyobrażalne cierpienie, popycha do tej samej walki, do tych samych poświęceń... Bo to właśnie jest wspólne dla prawdziwej miłości... Życie składa się z radości i smutku, walki i wyrzeczeń... Jeżeli kochamy - przyjmujemy cześć kogoś innego, ze wszystkim co z tym związane. Nie wyobrażam sobie miłości bez cieszenia się nawet z najmniejszego sukcesu drugiej osoby, z zamartwiania się nawet lekką chorobą, z cierpienia w momencie kiedy jest smutna... To jest jednoznaczne z cierpieniem... Ktoś kto prawdziwie kocha - nie ma żadnych wątpliwości że warto. Taka osoba wie. I nigdy z tego nie zrezygnuje...



Ale to nie wyjaśnia czym jest miłość... Tak jak objawy choroby nie powiedzą na czy ona polega... Tak bo miłość jest chorobą, chorobą nieuleczalną i nieuniknioną...



Co łączy wszystkie te rodzaje miłości... Moim zdaniem tylko jedna rzecz... Jedna rzecz która je wszystkie łączy: Osoba którą kochamy jest dla nas najważniejsza na świecie. Ważniejsza od nas samych. Bez powodu. Bez względu na nic. Po prostu najważniejsza. I to wystarcza.



Może się zacząć od zwykłego zauroczenia. Może się zacząć od wieloletniej przyjaźni. Ale na pewno potrzeba czasu, czasy aby odkryć że to właśnie ta osoba. Lub instynktu - tak jak matka wie że dziecko które trzyma w ramionach jest teraz dla niej najważniejsze na świecie. Jest jej częścią i dla niego zrobi wszystko, żeby tylko je ochronić. Chociaż wie że przed światem go nie ochroni. A co z rodzicami i dziadkami? Czy ich też dlatego kochamy? Tak. Rodziców szanujemy, z różnych powodów, ale szanujemy. Bo są starsi, mądrzejsi, bo dużo zrobili, bo dużo osiągnęli... Ale to nie jest miłość. Uczucie dziecka które potrzebuje rodzica też nie jest tą prawdziwą miłością, ona rodzi się później, ale tylko jeśli rodzic na to zasługuje. Jeżeli jest faktycznie osobą najważniejszą na świecie. Wtedy dziecko może świadomie powiedzieć że naprawdę kocha rodzica, albo że go tylko szanuje... Lub może nigdy sobie tego nie uświadomić, żyć dalej dziecięcym naiwnym uczuciem.


Najważniejsza osoba... jedna? Nie! Bo każda jest najważniejsza inaczej, w innym świecie... Dlatego można kochać i matkę i męża i dziecko i każde kolejne dziecko... I dziecko z sierocińca... I psa... I każdą rzecz która jest dla nas naprawdę ważna... Taniec, fotografię, muzykę... Wtedy miłość jest inna, ale to dalej miłość. Każda miłość jest inna... Tak jak inna jest każda osoba czy rzecz którą obdarzamy tym uczuciem.


Bo miłość to wspaniałe uczucie, najbardziej złożone, najbardziej wszechstronne. Inne uczucia prowadzą tylko w jednym kierunku. Przyjaźń tylko buduje. Nienawiść tylko niszczy. Strach też niszczy. Ambicja nas rozwija. A miłość... miłość buduje ochronę wokół osoby kochanej, tworzy wszystko co może ją uszczęśliwić, niszczy każde zagrożenie, poświęca wszystko co ma, rozwija nas żeby jak najbardziej odpowiadać i pomagać tej jednej jedynej osobie... Jest wszechstronna i nastawiona tylko na tą osobę...



A czy można kochać... kogoś własnej płci? Nie ja przyjaciela, tylko... Według mnie można... Każdy ma swoje własne życie, a miłość nie wybiera... Jeśli jest to miłość, a nie wulgarna gra na pokaz, żeby zbulwersować innych... Tak taka miłość jest warta żeby o nią walczyć...



Miłość może byc nieszczęściem, może boleć i ranić. A mimo to warto, bo jednocześnie nie ma nic wspanialszego. Brak miłości... Jeżeli ktoś jej nie poznał, nie wie co traci, nie jest to problemem... Ale utrata takiej prawdziwej miłości... Albo jeśli dwie prawdziwe miłości są ze sobą sprzeczne i nie można wybrać... To najgorsze co może człowieka spotkać. I tego nie życzę nikomu...