Kto zrozumie?

No kto? Bo ja nawet nie wiem dlaczego bloga pisze... Kolejny z moich szalonych pomysłów... Ale może znajdę bratnią duszę, która odważnie zanurzy się w otchłani szaleństwa i zrozumie wszystkie moje rozterki?

środa, 21 grudnia 2011

No proszę...

Ostatnie posty były rok temu. Wszystko kręci się wokół własnej osi i zmienia i wystarczył tylko rok, żeby było zupełnie inaczej i chyba lepiej...

Święta - no cóż, nie są już czynnikiem tak stresującym, wszystko jakoś łagodnie zaczęło się układać i nosić znamiona zwyczaju. Nie boję się ich, czekam. To taka miłą odmiana po ostatnich kilku latach.

Moje relacje z innymi - no cóż. Wiąż jestem sama jak palec, ale stało się to jakby mniej bolesne i krzywdzące. Wiele relacji uporządkowałam i ułożyłam, więc w sumie jest ok.

Podjęłam się pierwszych działań zarobkowych i jestem z siebie dość dumna w związku z tym. Pierwsze 160 zł zarobione wogóle nie pokrywa wydatków świątecznych (pierwszych, bo cała reszta przede mną) ale mówi się trudno. Może w styczniu, nie w lutym (po feriach) w końcu uda mi się zebrać i na poważnie poszukać pracy. Chyba najwyższa pora. A w maju to fatum i tak mnie dopadnie...

Blogowanie odeszło gdzieś na margines, fb zajął się funkcją publicznego żalenia się tudzież chwalenia.

Gromady nie ma i to chyba najsmutniejszy akcent mijającego roku. We wrześniu oficjalnie została rozwiązana. Na szczęście działają Buki więc można powiedzieć że wszystko dobrze się skończyło.

Mieszkam trochę na Żytniej trochę na Nowohuckiej, ale jakoś daję z tym radę. Nie jest to już problem, przyzwyczaiłam się. I znajduję nowe połączenia autobusowe, więc potrafię się stamtąd wydostać.

Jedyne co się nie zmieniło to biochemia... bo najwidoczniej znowu jej nie zdałam.