Kto zrozumie?

No kto? Bo ja nawet nie wiem dlaczego bloga pisze... Kolejny z moich szalonych pomysłów... Ale może znajdę bratnią duszę, która odważnie zanurzy się w otchłani szaleństwa i zrozumie wszystkie moje rozterki?

niedziela, 31 sierpnia 2008

cytryna i czekolada...


Mrrrrrrr... niespodzianka była super dziękuję kochanie! a film boski :*

A potem szybciutko do domku i cały dzień roboty - masakra. Zakupy, układanie wszystkiego w lodówce, sprzątanie połowy kuchni i przedpokoju... Kurz i syf. Ale nieźle poszło i nawet tatuś pomógł.

A jutro... jutro szkoła. Ale przed szkołą nader przyjemne plany i plany nader niepokojące... Zobaczymy.

A teraz z gorącą herbatką z cytrynką i czekoladowymi waflami wreszcie mogę poczytać...

]:)


Bleeee... Twój "chomik" śmierdzi... Ale mimo wszystko jest karmiony i coraz bardziej przypomina kształtem chomika (to chyba wina tych przysmaków...)

A ja cie kocham i naprawdę mówię ci... I to nie jest przesada skarbie... I troszkę obawiam się twoich planów. Niech mnie ktoś przytuliiiiiiii...

sobota, 30 sierpnia 2008

:)


Mrrrrrrr... nawet fajny dzień, z ludźmi których lubię. Może nie wszyscy są przyjaciółmi, ale miło się z nimi spędza czas. I podobają mi się te tekturowe urządzenia w galerii, tak można stać i patrzeć... I ta kochana rozmowa z Agatką, oni się nabijają, ale ja się ciesze - dobrze że na siebie trafiliście. To już prawie dwa dni jak cie nie widziałam... Już drugi wieczór siedzę wtulona w twoją kurtkę... jak to dobrze że o niej zapomniałeś i tu została. Ciesze sie z twojej propozycji - ja tego chce tylko jakoś nie umiem się zebrać, kiedy ty o tym mówisz, jest łatwiej. Czekam, jeden sms i jedna krótka rozmowa, a raczej informacja, że wrócileś, to za mało... Niepokoi mnie dlaczego mój dziadek chce się z tobą widzieć. Zobaczymy jutro. A teraz czekam na telefon, czekam i czytam już od kilku dni. I mam nowa książkę nawet nie wiecie jak się cieszę...

Kocham cie myszko :***

piątek, 29 sierpnia 2008

Kyaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!


Hehe to jest to! Nareszcie w necie znalazłam coś dla siebie... I dlatego już trzecią noc siedzę i czytam... :D:D:D:D:D Fantastyczne...

czwartek, 28 sierpnia 2008

:)


łooooo... ZOO było super, prawie 50 hektarów ze zwierzątkami, tylko szkoda że wyder nie znaleźliśmy... Ale było bosko :D

środa, 27 sierpnia 2008

hihi


nocna wycieczka do Warszawy to niezły spontan - zwłaszcza że dla nas obojga była to pierwsza wizyta w stolicy. I jak widać wszyscy w czwórkę do siebie pasujemy bo jak głupole ostatnie zamiast oglądać obrazy bardziej zainteresowani byliśmy kostką szkła na której były umieszczone... No i mamy zdjęcie przed sklepem Wokulskiego...

wtorek, 26 sierpnia 2008

ciao


Nie wydawaj sądów na temat którego nie rozumiesz, nie oceniaj mojego zachowania jeśli nie znasz jego powodu... A po południu jadę do Liska i będzie faaaajnie! I powodzenia w podróży :*

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

JUPI


Fajny dzień! Fajny fajny FAJNY!!! Bo cały z lisem i udało się załatwić ze szkołą bardzo ładnie - aż sama się zdziwiłam, bo już mnie naszło zwątpienie. Coś takiego strasznie dodaje sił i zapału do pracy i już mogę się nimi nie przejmować i działać dalej - bo jest ktoś kto doceni. A teraz Maleństwo czyli Fred furkota mi za uszami kołowrotkiem i pewnie trochę potrwa zanim się przyzwyczaję. Ale jutro mam nadzieję załapać darmową fuchę opiekunki do dziecka... Ale mam swoje powody :)

A teraz spaaaaać! to był bardzo męczący dzień...

niedziela, 24 sierpnia 2008

11 zasad ziemi


Coś w tym jest...

I. Nie wygłaszaj swojej opinii, dopóki nie zostaniesz o nią poproszony.

II. Nie dziel się swoimi problemami z innymi jeśli nie masz pewności, że chcą o nich wiedzieć.

III. Będąc w domu kogoś innego, okaż mu respekt albo w ogóle tam nie idź.

IV. Kiedy gość w Twoim domu denerwuje Cię, potraktuj go okrutnie, bez litości.

V. Nie rozpoczynaj sexulanych zalotów dopóki nie otrzymasz wyraźnego znaku.

VI. Nie zabieraj żadnej rzeczy która nie należy do Ciebie, chyba że jest ona wielkim problemem dla kogoś innego i prosi o wyzwolenie.

VII. Zdobądź wiedzę magiczną, aby osiągnąć to czego pożądasz. Jeśli zaprzeczysz potęgę magii po jej wezwaniu, stracisz wszystko co zyskałeś.

VIII. Nie narzekaj na nic co Ciebie nie dotyczy.

IX. Nie krzywdź małych dzieci.

X. Nie zabijaj zwierząt, dopóki nie zostaniesz zaatakowany lub będziesz potrzebował jedenia.

XI. Kiedy jesteś na otwartym terytorium, nie przeszkadzaj nikomu. Jeśli ktoś Ci przeszkadza, powiedz mu aby przestał. Jeśli nie przestanie, zniszcz go!

Znów...


Myślałam że mam ten etap mojego życia już za sobą, ale w chwili próby wszystko wraca... Dawno już nie rozmawialiśmy i już pewni nie będziemy - ale ja jeszcze nie jestem gotowa pójść za tobą... Siedzę przy zapalonych świeczkach i myślę... Siedzę i patrzę jak ciepło płomienia zniekształca rzeczywistość... Siedzę i znów czytam... A wokół mrok...

Na koniec dnia...


Co prawda prasowanie i szycie trzęsącymi się ze złości rękami nie jest najlepszym pomysłem, ale cóż było zrobić. Na szczęście doświadczenie robi swoje i nic złego się nie stało za to niespodzianka - po raz pierwszy usłyszałam podziękowanie za wyprasowanie całej sterty ubrań... Dzień pełen myśli, złych i dobrych niespodzianek, pewności że mam na kim polegać, smutku i szczęścia... Tak przeplata się życie, tak radość łączy się ze smutkiem. Na koniec dobry obiadek mojej produkcji, a potem... Chyba wanna i łóżeczko, bo padam z nóg mimo że wstałam po dwunastej...

Apel


No cóż... Tak wiele się zmieniło... Ja też się zmieniłam... Moja mama marzyła o tym żebym umiała się bronić i nie zamierzam się poddawać, nie wyprę się tego kim jestem! Nieważne co zrobicie.

Kiedyś byliście dla mnie jak druga rodzina, dawaliście wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Dzięki świadomości że jestem jedną z was byłam silna i byłam też szczęśliwa... Tak był jeszcze niecały rok temu. Ale od tamtego czasu dużo się zmieniło. Teraz każde spotkanie z wami to stras i nerwy, to długie godziny zastanawiania się co z tego wyniknie i jak z tego wybrnąć... Bo wszystko zniszczyliście. Zniszczyliście największą pasję mojego życia. Być może was nie rozumiem... Ale wy mnie też nie - i nie obwiniajcie nikogo o moje decyzje, podejmuje je sama i prędzej ja manipuluję innymi niż pozwolę to zrobić sobie. To że o pewnych decyzjach i sprawach wam nie mówię... A dlaczego mam mówić? Nazwijcie to jak chcecie - fanaberiami, wybrykami, chorobą psychiczną - ale ja już wybrałam swoją drogę. Teraz wszystko zależy od was. Jeszcze trochę poczekam, porozmawiam z kilkoma osobami, bo jestem im to winna. Jeżeli mnie do tego zmusicie, najbardziej skrzywdzicie dzieciaki, ale ja już dłużej nie mogę ich bronić. Nie kosztem siebie. Tak więc... Czekam na decyzję. Poczekam na pewno tydzień, może troszkę dłużej. Łudzę się że to jeszcze nie koniec, chociaż coś już się skończyło.

Jeżeli chcesz żebym oddała - powiedz mi to wprost. Przynajmniej wszyscy będziemy mieli jasność że to koniec...

Uch...


Bleee... Dzisiaj nie jest fajnie... Ból głowy, stan podgorączkowy i zatkany nos nie sprzyjają pozytywnemu myśleniu... I w dodatku nie rozumiem tych smsów, ale ktoś będzie miał kłopoty jak go tylko dorwę... Aha i gratuluję zdania kursu... I jestem dumna z Lisa który staje od dwóch dni na wysokości zadania i zaczyna naprawdę brać życie w swoje ręce... Za to ja jak tam się nawet nie zaczęłam aklimatyzować to tu się nie mogę odklimatyzować i oczywiście angina której się bałam wyjeżdżając mnie nie ominęła... Znam konsekwencje, ale i tak zamierzam sobie nic z nich nie robić - bo nie można żyć w ciągłym strachu, musiałabym pół życia w łóżku spędzić. Już Pierwsza Komunia Święta na wózku inwalidzkim była porażką... A teraz zaczynam się faszerować lekami (znowu) żeby jakoś pokonać anginę i uczulenie... Pffff... Jakbym się nie faszerowała na codzień! To niesprawiedliwe - nie powinno być jakiś wstrętnych chorób przez które do końca życia trzeba brać leki...

:D :D :D :D


Ja jestem jakaś dziwna... Ale dziś jest super dzień! Po pierwsze spędzony z lisem, a po drugie udało mi się wymusić kupienie drugiego tomu takiej boskiej książki!!! I chociaż ma prawie 400 stron to już ponad 300 przeczytałam i na pewno nie usnę zanim nie przeczytam reszty - takie książki kocham! Tylko jedna rzecz mnie martwi, że lis dzwonił a ja nie odebrałam i mi smutno przez to...
Aha a chciałam jeszcze wam powiedzieć że mam kolejnego bloga - tylko adresu wam nie podam bo się wstydzę...

sobota, 23 sierpnia 2008

:*


Cały dzień (od brutalnej pobudki o dziesiątej) z lisem... No prawie cały. Ale już drugi pod rząd - i wreszcie jestem szczęśliwa :*

piątek, 22 sierpnia 2008

Happy...


Wróciły moje zasłonki w iryski i wróciła moja miłość... Nareszcie mam wszystko co tygryski lubi a najbardziej...

:)



Dzień pod znakiem spania do południa, bólu głowy, prania firanek i szukania nowych grafik w internecie... A przede wszystkim pod znakiem czekania, ciągłego, nieznośnego czekania... I znalazłam nowy gatunek anime i mangi... I jak wszystko w ich wykonaniu podoba mi się - mimo że po przeczytaniu opisu mogłoby kogoś odrzucić... Znalazłam super bloga... ale go nie podam bo nie chcę niektórych z was zgorszyć - czytam tamtą opowieść i nachodzą ą mnie coraz to nowe refleksja... Czy naprawdę aż tak się różnimy?... Czy to że nam łatwiej to ukryć oznacza że nie czujemy się tak samo?... A może to ja jestem dziwna... I ty też... Może jesteśmy nienormalni, nie tacy jak reszta... Nie wiem...


Późna noc...


Tak... Nowo zawarta przyjaźń... Jest coś niesamowitego w poznawaniu ludzi on nowa... Dziękuje Gwiazdeczko za szczerość, za rozmowę, za radę... Dziękuję że jesteś... Ty wyjeżdżasz, a ja będę walczyć o mojego faceta... Czekam na następną rozmowę - tym razem przez sms i trzymam kciuki...

"Czwarta nad ranem
Może sen przyjdzie
Może mnie odwiedzisz

Czemu cię nie ma na odległość ręki?..."

Tak... jest po czwartej, a ja ciągle nie śpię... Wcześniejsze łzy i emocje nie pozwalają mi się położyć... Więc siedzę i myślę. Cały czas się martwię, martwię się o niego i o nią
. O Lisa który ma problemy i nie chce przyjąć pomocy i o Gwiazdeczkę która za godzinę ma wstać i wyjechać...
Moje życie się zaplątało i nie wiem co mam zrobić - moje uzależnienie mąci mi myśli i nie pozwala znaleźć słusznej drogi... Może jutro się coś rozwiąże...

Wiem że nie masz dla mnie czasu, wiem że jest wile ważniejszych spraw... Ale tak strasznie tęsknie i tak strasznie cię potrzebuję... Też dlatego nie śpię - skoro nie przyjdziesz, nie mam po co rano wstawać...Mam nadzieję że chociaż po południu dasz radę wstać i że nie zapomnisz o telefonie bo to bardzo ważne...

Nie!...


I znów płyną łzy... Dlaczego ten świat jest taki do niczego? Dlaczego ludzie się nie widzą i przechodzą obok siebie obojętnie? Dlaczego nie jesteśmy zaradni? Już Dostojewski powiedział że dzisiejsi ludzie nie są zaradni... Dlaczego świadomie pozwalamy się uzależnić? Dlaczego są osoby które potrafią ale nie chcą sobie pomóc? Dlaczego odrzucamy wyciągniętą do nas dłoń? Dlaczego wbijamy w nią nóż?...

czwartek, 21 sierpnia 2008

:/


Chciałam sobie popisać w moim różowym pamiętniczku, ale gadanie z dwoma osobami przez neta i problemy żołądkowe temu nie sprzyjają... no cóż. I posprzątać też już dziś nie dam rady. Pfff... Może chociaż jutro się jakoś zedrę i wypiorę te firanki... ble... nie lubię porządków!

Propozycja...


Droga Eldaohtarweno!
Chciałam tylko powiedzieć, że twoja tajemnica jest twoją własną decyzją... Ja mam szansę nie trafić do piekła, bo właśnie nie jestem ciekawa. Jeżeli jest to twój prywatny teren - nikt nie ma prawa tam wchodzić. Jeżeli będziesz chciała się tym ze mną podzielić - będę zaszczycona, bo jest wielkim zaszczytem być dopuszczonym do tajemnic czyjegoś życia. Ja z mojej strony mogę tylko powiedzieć, że darzę cię pełnią zaufania - w ciągu tego krótkiego czasu jak się znamy stałaś się nieodłączną częścią mojego życia. I dlatego proponuję ci dostęp do mojej tajemnicy... Jeżeli będziesz chciała. Jest to propozycja jednostronna - niczego nie oczekuję w zamian, swoją decyzję musisz podjąć sama. Ja już moją podjęłam. Jeżeli przyjmiesz propozycje - daj znać!
PS. I dziękuję za komentarz :*

:)


Miło było cię już zobaczyć - bardzo na to liczyłam, a szykuje się jeszcze jedno spotkanie... A poza tym byłam już zazdrosna, bo straszny tak naprawdę ze mnie zazdrośnik i zaborcza bestyja. A poza tym mam dla ciebie prezencik, tylko zapomniałam ci go dać. Przypomniałam sobie dopiero na przystanku... :(
A ty się pytasz czy jestem zła... Nie, nie jestem na ciebie zła. Jestem zmęczona, tęsknie i nie wiem co jeszcze... Byłam zła, byłam nawet bardzo zła - ale znalazłam sposób, żeby sobie z tym poradzić, sposób dobry jak poprzednie tylko bardziej nowoczesny. I już nie jestem zła. Ciągle skrzywdzona i ciągle mam w pamięci te sześć samotnych godzin... Ale nie jestem zła.
Przyjechaliśmy do domu po drugiej... I od tego czasu (poza czasem spędzonym z Myszą) sprzątam i staram się opanować to co się dzieje w domu... A poza tym martwię się o Majkę, bo dzieje się z nią coś niedobrego. A za jakiś czas Maleństwo na kilka dni wróci do niebieskiego pokoju... Ide dalej sprząta

Home sweet home...


Nareszcie w domu... Chce mi sie spać, ale ma przyjść Mysza więc się nawet kłaść nie będę. Już się rozpakowałam i większość rzeczy jest pochowanych, tylko jeszcze uporządkować resztę. Potem chyba pozbędę się tych zakurzonych liści, podleje kwiatki i znajdę miejsce na moją nową parasolkę. Szczurasowi posprzątam kiedy indziej bo już nie mam siły. Potem się wykąpię i jeśli zostanie mi trochę czasu morze siądę do tłumaczenia książki. Chciałabym mieć już wywołane zdjęcia żeby je móc powiesić w antyramkach nad łóżkiem - teraz są tylko dwa i tak smutno wyglądają... Dobra biorę się do roboty - rozpisywać na blogu będę się później :*

środa, 20 sierpnia 2008

Komu w drogę temu czas...


No to jedziemy. Udało nam się wstać, jesteśmy pawie wykąpani, jedzenie już się grzeje, auto się pakuje... Za pół godziny pewnie ruszymy... I jak dobrze pójdzie to już jutro po południu będę w domku, w moim niebieskim pokoju, zobaczę się z Myszą... fajnie. Nie mogę się już doczekać chociaż było sympatycznie. Ale morze do niczego. Pozdrawiam i już zmierzam w waszą stronę :*

Jadziem


Zbieramy się i jedziemy. Jeżeli tylko jutro uda się wstać (bo już trochę późno, a oni się nalatali kiedy ja leniuchowałam w domu) to zbieramy manatki i jedziemy. I w czwartek pewnie będziemy w Krakowie, po południu albo wieczorem i sie zobaczę z Myszą... Dobrze jest tak pogadać przez neta ale nie ma to jak spotkanie. Chociaż i tak pewnie nie powiemy sobie tego co chcemy i co nam leży na sercu tylko jak zwykle będziemy jakieś głupoty gadać... Ale i tak nie mogę się doczekać. :*

To pewnie ostatni albo przedostatni post... Więc do zobaczenia :***

wtorek, 19 sierpnia 2008

Nudy...


Postanowiłam się zebrać w sobie bo nie można tak siedzieć płakać - więc zrobiłam co miałam zrobić teraz siedzę i się nudzę... Spakowana i umyta, nudzę się i robię różne dziwne rzeczy... Na przykład założyłam sobie FunTesta :D Myślicie że mnie znacie? To se przekonajcie! Zapraszam:

Mój test!

A to jest już 400 post na tym blogu... Tak śmiesznie że to w tym samy dniu co założenie mojego 4 bloga...

Przyjaźń...


Jejku... Jak widać prawdziwym przyjacielem potrafi być tylko zwierze... Przeczytajcie:

"Tych dwóch facetów wychowywało małego lwa w Anglii. Władze Anglii zgodziły sie, aby go zatrzymali do momentu kiedy będzie dorosły. Kiedy osiągnął dorosły wiek, lew został wywieziony do rezerwatu w Afryce. Rok później faceci pojechali aby odwiedzić lwa w rezerwacie, ale powiedziano im, ze lew nie będzie ich pamiętał...


A teraz popatrzcie na zdjęcie, a później video."







Kolejny blog...


Zdaje mi się że się uzależniłam od blogowania. Teraz jestem tak zła i zmęczona płacze, że nawet opalać mi się nie chce ani nic robić... Więc właśnie skończyłam zakładać kolejnego bloga... Tym razem różowego. Bo kiedyś bloga założyłam z nudów, a teraz mam już cztery... A ten blog będzie moim mrocznym różowym pamiętniczkiem... Chociaż zaczyna się baaardzo smutno...

;(


Wszyscy faceci to świnie i kłamcy... Zawsze byłam jestem dalej daleka od przesadnego feminizmu, ale jednak coś w tym jest. Dziękuję myszko za tą rozmowę - teraz kiedy czuje się tak strasznie samotna i kiedy jesteś jedyną bliską mi duszą... Ta rozmowa wiele znaczy, chociaż wolałabym porządne przytulenie... Dziękuje siostrzyczko :*

nie fair


Bicie niewinnych piesków jest nie fair, nie odbieranie smsów jest nie fair, umawianie sie na skypie i nie przychodzenie też jest nie fair... Buuuuu... Jestem smutna zła i mam wszystkiego dość bo z tymi facetami (wogóle z facetami) nie da sie dojść do porządku! Ble...

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

"A tam widać Pompejusza... to znaczy Wezuwiusza"


Kolejny dzień pełen wrażeń - a na zakończenie godzinka błądzenia autem po Rzymie. Pompeje fajne znacznie lepiej utrzymane niż Dijon... Na Wezuwiusza nie dało się pojechać i morza fajnego znaleźć też nie, ale za to znowu byłam w klasztorze i na polskim cmentarzu na Monte Cassino a na dokładkę na cmentarzu niemieckim. Teraz brakuje mi jeszcze tylko rozmowy z liskiem mam nadzieję że jeszcze nie śpi i wejdzie na skypa... A za myszą się stęskniłam, ale jak dobrze pójdzie to sie jeszcze zobaczymy przed jej wyjazdem :*

niedziela, 17 sierpnia 2008

że ja?


Jakie to dziwne... Usłyszeć, że kto jest o ciebie zazdrosny... Bo to wszystko jakoś nie tak... Nie uważam się za kogoś szczególnego - mam mnóstwo wad i problemów i po prostu staram się radzić sobie z życiem najlepiej jak umiem. Jeszcze rozumem, jakbyś to ty mnie idealizował, dla mnie też jesteś ideałem, ideałem mimo wszelkich wad i niezależnie od okoliczności... Ale że ktoś inny tak na to patrzy... to jakoś nie tak. Ale strasznie się cieszę z rozmowy - zwykle się nie ma nawet świadomości, jakie znaczenie może mieć głos ukochanej osoby... Dziękuję też za te kilka minut więcej - to sie liczy najbardziej. Mam nadzieję że jutro też sie da troszkę pogadać i że znajdziesz w czwartek czas - że już za trzy i pół dnia będę mogła wtulić się w twoje ramiona... Nawet jeśli nie znajdziesz czasu, ważne będzie to, że dzieli nas nie 1600, a 16 kilometrów... Kocham cię

:*



Jupi! nareszcie nareszcie! nareszcie usłyszałam ten ukochany głos, nareszcie mogłam pogadać... Jejku teraz tęsknię jeszcze bardziej... Kocham cię skarbie,jesteś dla mnie wszystkim nie mogę sie doczekać kiedy cię zobaczę, kiedy wreszcie sie do ciebie przytulę... kocham cię :*

:(


Buuuuuuuuuuu!

Lisek nawet był przy komputerze bo pisał na blogu - ale oczywiście jak ja siedzę to go ie ma! to nie fair, ja sie tak nie bawię!!!! Grrrrr...

nareszcie net!


Ach! Dzisiaj nareszcie mamy internet więc publikuję posty z całego tygodnia... Ciekawe czy ktoś się zdziwi jak siądzie do komputera i czy toś się zdziwi jak wróci i zajrzy... Kocham was myszki strasznie tęsknie dziękuję skarbie za smski i za całuski na blogu nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy jesteś cudowny po prostu.Dzisiaj odwieźliśmy panią Wiesię na busa a potem Mariusz nas trochę przewiózł po Rzymie - między innymi na największy targ w Rzymie który się odbywa w każdą niedzielę i na i punkt widokowy... Wogóle jakoś tak fajnie. Pojedziemy pewnie jeszcze do miasta bo dzisiaj ostatni dzień mamy bilety a poza tym chcemy jeszcze pamiątki kupić. Jestem strasznie ciekawa co tam u liska i jak tam idzie odnawianie pokoju. Jak jest net to pewnie bede jeszcze pisać :****

sobota, 16 sierpnia 2008


Dzień zaczął się nie ciekawie od wielkiej kłótni z niesłuchanie sie wyrzutami pretensjami dawaniem sobie w ucho obrażaniem sie robieniem łachy i tak dalej. No i z naszego wychodzenia przed przyjazdem Mariusza nic nie wyszło bo zamiast iść się kłóciliśmy. Ale może dobrze bo on się okazał bardzo bardzo fajny - wesoły i przyjacielski od razu zaczął nas zachęcać do zwiedzania załatwiać coś i proponować oprowadzanie. Umówieni na wieczór zostawiliśmy go żeby odpoczął po drodze. W Polsce podobno wielkie burze mam nadzieje że w Krakowie wszystko dobrze. Pojechaliśmy nad morze i mimo chłodnego wiatru było przyjemnie wreszcie się można było opalić a nie uciekać tylko do cienia - momentami było wręcz zimno. Byliśmy w porcie i na hamburgerach w Macdonaldzie i okazało się po powrocie że słońce działało tylko przez wiatr nic nie czuć bo się opaliliśmy na taki lekko czerwony kolor. Upiekłam sobie trochę nos, ale to powinno się zamienić w taką ładną opaleniznę. Wieczorem przejechaliśmy autem Mariusza cały Rzym i zobaczyliśmy go nie od strony turystycznej - ale tak jak się tu żyje i pracuje. Mariusz pokazał nam miejsca gdzie pracuje - gigantyczny hotel i piękną restaurację wyglądającą jak galeon. On ma tą samą cechę która mi się tak strasznie podoba u Kamila - taką otwartość wobec ludzi i łatwość nawiązywania kontaktów. Fajny jest. Wieczorem byliśmy w tej jego restauracji na wystawnej kolacji na którą nas zaprosił na owoce morza i makaron i wogóle pełno rzezy. I nawet niektóre owoce morza mi smakowały. Potem trochę wypili to miał "dobrzy" humor więc do wieczora siedzieli i gadali i dał nam urządzenie do podłączania internetu więc morze jutro coś opublikuje nareszcie.

czwartek, 14 sierpnia 2008


Pan Wiesia już chyba z nami nie jedzie chyba ja przekonali. Pospaliśmy do południa (jak zwykle) a teraz jak tylko uprane rzeczy wyschną jedziemy do zoo, a potem zobaczyć jakąś antyczną drogę i katakumby. No i oczywiście internet. Dzień się tak więc zapowiada nieźle. Chciałam tylko dodać że strasznie za wami tęsknię i już bym chciała z wami się spotkać mam nadzieję że wszystko u was dobrze... Całuski dla wszystkich a szczególnie dla Emilki która ma dzisiaj urodzinki STO LAT, STO LAT! Wszystkiego najlepszego :*No więc nici z zamieszczana postów, zamieszczone pewnie będą po powrocie – ale za to fajna wieść bo planowany powrót to na wieczór czwartkowy w domu. Szkoda tego interneta. Ale zoo było super!!!! Zwłaszcza orangutan (który siedział tuż za szybą) i topiące się małpy. Zdjęcia i filmy też fajne wyszły i strasznie mi się podobały bambusy, ale prawdziwe grube bambusy. I zła wieść jest taka że mnie strasznie obdarły sandałki i że jutro jakieś święto – ale za to pani Wiesia nie chce już z nami jeździć przynajmniej jutro bo już o ósmej rano chce jechać do Watykanu. No nic, dalej będę pisać tu na laptopie. Tęskne za wami myszki moje :***

środa, 13 sierpnia 2008


No dobra dzisiejszy dzień był znacznie bardziej udany mimo że zaczął się od bólu głowy i ogólnej wrogości. Udało nam się uciec z domu kiedy pani Wiesia była na targu – zostawiliśmy tylko karteczkę z informacją że wracamy wieczorem. Powłóczyliśmy się trochę po Rzymie, widzieliśmy schody hiszpańskie fontannę di Trevi zamek świętego Anioła ( i zachód na moście świętego Anioła) potem byliśmy w przepięknym olbrzymim parku (kiedyś były tam wille bogaczy) jest tam azyl dla psów i ogród zoologiczny, który nie jest najtańszy, ale jutro zamierzamy do niego iść bo dzisiaj były już tylko dwie godziny do zamknięcia. W dodatku w tym parku jest pełno stref wifi więc jutro bierzemy laptopa i wreszcie chociaż na pół godziny będzie się można dostać do eta i wogóle. I opublikuje posty wreszcie będziecie wiedzieć co u mnie i poczytam wasze posty... I zaczęliśmy już robić zakupy – ja mam co prawda prezent tylko dla Marty (śliczny :D) ale upatrzonych też kilka innych. I wszystkie kartki już wysłane więc przynajmniej to z głowy. Jedyny minus tego dnia jest taki, że jak wróciliśmy to pani Wiesia (która była na dwóch mszach i siedziała i się o nas martwiła oczywiście) jak się dowiedziała że się byliśmy w bazylikach to już stwierdziła że musi z nami jutro jechać całkowicie ignorując fakt że zamierzamy jechać do zoo. Może jakoś się jej to uda wyperswadować. A wieczorkiem pojechaliśmy nad morze i zrobiliśmy sobie śliczny spacer po plaży w świetle księżyca :D zobaczymy co przyniesie jutro, ale ja i tak jestem za tym żeby już w weekend wyjechać... całuski dla wszystkich :***

wtorek, 12 sierpnia 2008


Wstaliśmy jakoś koło dziesiątej ale wiadomo jak to jest na wakacjach jakoś zeszło do południa. Pani Wiesi nie ma bo pojechała na targ, a my w sumie nie wiemy czy ona ma klucze do domu czy nie... Chcemy jechać nad morze, tylko ak w południe w największy upał to chyba nie jest najlepszy pomysł. Ale chyba lepszy niż jechanie w taki upał do Rzymu, a siedzenie w domu nie ma sensu, bo nie ma co robić. Ja już całe „Wesele” przeczytałam, teraz chyba pora się zabrać za potop. Fajnie bo w nocy Lisek odpisał i dzisiaj dostałam dłueeeeego smska takiego koffanego :D No dobra – mobilizujemy się i nad morze!

Nad morzem było tak sobie – kawałek dzikiej plaży, znaczy niepłatnej bo tuż przy kanale i z dzikim tłumem oczywiście... Ja poleżałam na słoneczku i trochę się opaliłam, a chłopaki... tata nawet zadowolony, ale Andrzej jak trochę chciał popływać i już dwa razy słona woda zalała mu oczy to siedział na piasku i albo zasypywał sobie nogi albo jakieś dziury kopał... i powiedział że n już nie ma ochoty więcej na plaże jeździć. W sumie mu się nie dziwię, bo tu nawet popływać nie ma gdzie, fale za duże a woda nie przejrzysta. Nie ma nawet porównania z Chorwacją... No ale trudno.. Wróciliśmy do domu, ja się ż wykąpałam a teraz Andrzej łazienkę okupuje. Zaraz będzie obiad – chyba pierogi z serem, ale już coś słyszałam ż ja mam jeść makaron z sorgo, czyli tutejszym sosem z pomidorów z mięsem. Nie będę jeść sorgo! Potem na moje wyraźne życzenie sjesta, a potem na popołudnie i wieczór do Rzymu, dzisiaj w planie spacery, zakupy, kartki, fontanna di Trevi i generalnie luz... Już wołają na obiad :/

Totalna porażka... cały wieczór z panią Wiesią – tak więc z naszych planów nici, bo tylko przebiegliśmy świńskim truchtem d Watykanu i z powrotem. W Watykanie udało nam się dorwać do sieci internetowej – ale jest oczywiście płatna. Beznadzieja w dodatku pani Wiesia stwierdziła, że przecież ona musi z nami jeździć codziennie do Rzymu bo ty jest tyle bazylik a my na pewno nie trafimy... Generalnie z ego powodu wywiązała się wielka rodzinna kłótnia i jak zwykle o wszystko jestem obwiniana ja. Byliśmy w kafejce internetowej, ale miałam zepsutego internet eksplorera więc udało mi się tylko zajrzeć na bloga liska i napisać do niego jednego smsa. Potem on odpisał i w ogóle pisał w ciągu dnia – więc po tej kłótni jak tylko przeczytałam smski to coraz bardziej chciało mi się płakać. Ja już bym mogła w ogóle stąd wyjechać – tęsknie za lisem i za całą resztą i już chce do domuuuuuu...

poniedziałek, 11 sierpnia 2008


Siedzę sama w domu bo oni pojechali szukać jakiejś bezpłatnej plaży... Pani Wiesia się martwi bo spała jak jej mówili że idą... Zwiedzania Watykanu było z jednej strony straszne a z drugiej nawet nie. Było gorąco i męcząco, pani Wiesia latała jak mucha – ale za to po powrocie usnęła na stołku na tarasie. Jestem pogryziona jeszcze bardziej bo mam już ponad siedemdziesiąt ugryzień na samych nogach – wapno trochę działa, co oznacza że zamiast opuchniętych placków część ugryzień to teraz bolące krwiaki. Kartki już kupione i zaadresowane trzeba tylko napisać i wysłać. I już mam część prezentów upatrzonych :D. O wrócili... Znaleźli bezpłatne morze, pewnie jutro przyjedziemy. Teraz pogadamy i do spania. I może kiedyś zadzwonię do Kamila, jeżeli w tym punkcie tanie są też rozmowy na komórkę.

niedziela, 10 sierpnia 2008


Pospaliśmy do południa, a potem z braku lepszych zajęć postanowiliśmy poszukać morza... I tym razem to nawet Andrzej nie krył zaskoczenia. Bo morze może i zobaczyliśmy ( w oddali) , ale wszystkie plaże są płatne! I 20 km wybrzeża z zakazami postoju, zaparkowane tak, że część tych ludzi e wyjedzie bo są tak zastawieni... Masakra! No więc tu jest drugi straszny fakt (zaraz po kalekim psie) a trzeci jest taki że już jutro pani Wiesia ma urlop i przez tydzień będzie z nami mieszkać i nas oprowadzać. Będzie zabawnie... A ja się coraz gorzej czuję... Bo po pierwsze okres w tym klimacie to po prostu masakra, a przy jutrzejszy zwiedzaniu Watykanu to już w ogóle sobie tego nie wyobrażam. A poza tym pierwsze w tym roku komary zaatkowały ze straszliwą intensywności i po jednym wieczorze mam już ponad pięćdziesiąt mega opuchniętych ugryzień. I wapno nic nie pomaga...

sobota, 9 sierpnia 2008


Pół godziny po północy, po ostatnim smsie do Liska przekroczyliśmy granicę. W sumie w ciągu podróży nie bardzo wiem co się działo – bo ja, jak to zwykle ja, w samochodzie p dziesięciu minutach jazdy usypiam. Trochę czasu spędziłam na przednim siedzeniu niby rozmawiając z kierowcą ale w obu wypadkach po jakieś godzinie rozmowy i tak usypiałam. Wieczorem, po niecałych 24 godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce i ponad pół godziny czekaliśmy na panią Wiesię, która umówiła się z nami na stacji a czekała koło niej... no cóż... Dom okazał się straszny... Andrzej twierdzi że on się tego spodziewał i nic go nie zaskoczyło, ale i tak jest w szoku... Ja rozumiem, że to jest mieszkanie jak najtańsze, że oni tu mieszkają żeby zarabiać, że on wraca tylko na noc do domu, a ona albo sprząta u ludzi, albo zajmuje się chorowitymi i leniwymi dziećmi... Ale jeśli już ma się takie dzieci i pół dnia tak czy inaczej spędza się w domu – to można by w nim coś zrobić. Bo ja wiem że tu nie ma nawet o mówić o remoncie czy kupieniu mebli. Ale słoiki w których trzyma się przyprawy mogłyby być czyste. Można by poukładać porozwalane wszędzie rzeczy... Nie mieści mi się to w głowie... A najgorszy z wszystkiego jest pies...Po pierwsze w ogóle nie dociera do mnie idea trzymania zwierzaka na podwórku. Jak się ma podwórko to dobrze bo można psa wypuścić niech nie siedzi w domu... Ale tak cały czas? Jeszcze jak są takie upały jak tutaj?! Pies ma trzy lata... a wygląda przerażająco to nie dlatego że jest brudny i ropieją mu oczy... Dwa lata temu miał wypadek bo uciekł i potrąciło go auto... I miał całkiem rozwaloną łapę – weterynarz powiedział że trzeba ją amputować ale oni się nie zgodzili. Pies łapy nie używa i nosi ą w powietrzu, jest zdeformowana i obrzydliwa. I chyba mu przeszkadza, bo cały wolny czas, poza największym upałami, usiłuje ją sobie odgryźć – dosłownie! Pół łapy to jedna wielka ciągle cieknąca rana którą on zahacza zębami i ciągnie...i tak codziennie. I po prostu jest nam przykro na to patrzeć bo zwierzak się męczy. Nie może się położyć bo łapa go boli czemu trudno się dziwić. A my nie możemy nic zrobić... No trudno chociaż tak smutno trochę. Zobaczymy ile tu wytrzymamy, bo dwa tygodnie na pewno nie... I jeszcze smutniej bo nie ma smsów od Liska. Buuuu...

piątek, 8 sierpnia 2008


Hellou! Właśnie dzisiaj wyjechałam na wczasy do Włoch (a konkretnie do Rzymu) z ojcem bratem. Ponieważ stwierdziłam że nie ma sensu tak jak poprzednio wysyłać postów w przyszłość, a na miejscu z pewnością nie ma internetu – więc swoje posty piszę w Wordzie, a jak tylko uda nam się dorwać laptopem do jakiego internetu, to je od razu opublikuje :D. I będziecie wszyściutko wiedzieć co się działo. Teraz jedziemy przez Polskę w kierunku granicy, jesteśmy już po obiado-kolacji u babci, czyli knedelkach ze śliwkami. Więc czekajcie moi drodzy... Pozdrowienia dla wszystkich :*

papa...


I z nów wędrówka... Najdalej za godzinę wyjeżdżam, czekam tylko z nadzieją że może jeszcze usłyszę lisa... I chciałabym znaleźć moją czapkę! Nie pojadę bez czapki! Będę tęsknić... już teraz pisząc tego posta mam łzy w oczach... Do zobaczenia :*

Moim domem cały świat...


Znowu późno w nocy a ja znowu nie śpię... wysyłam smoki, sprzątam, rozmyślam... A już za dwadzieścia godzin pewnie nie będzie mnie w Polsce... Przez całe dwa tygodnia albo i dłużej... Włochy, słoneczko, ciepłe morze... Ale niestety bez najbliższych to nie to samo... Bo ja już zaczynam tęsknić mimo że pewnie się z nimi wszystkimi zobaczę - przynajmniej taką mam nadzieję - przed wyjazdem. Teraz chyba pora spać... Jutro jest jeszcze trochę do zrobienia... Dobranoc wszystkim :*

czwartek, 7 sierpnia 2008

:D


Troszkę kłopotków ale dzień naprawdę fajny... dziękuje myszki moje obie że do mnie przychodzicie i za wspólną pracę i za wszystko. Na rynku (mimo wszystko) naprawdę mi się podobało, ja może jestem po prostu zmęczona... A wspólne planowanie jest bardzo fajne ciesze się już na jutro. I znaleźliśmy prezent dla misiaczka jutro trzeba jechać go wręczyć. A ja chciałabym jeszcze się coś dowiedzieć o tym ognichu i o tej rozmowie na rynku... Do jutra :*