Kto zrozumie?

No kto? Bo ja nawet nie wiem dlaczego bloga pisze... Kolejny z moich szalonych pomysłów... Ale może znajdę bratnią duszę, która odważnie zanurzy się w otchłani szaleństwa i zrozumie wszystkie moje rozterki?

sobota, 9 sierpnia 2008


Pół godziny po północy, po ostatnim smsie do Liska przekroczyliśmy granicę. W sumie w ciągu podróży nie bardzo wiem co się działo – bo ja, jak to zwykle ja, w samochodzie p dziesięciu minutach jazdy usypiam. Trochę czasu spędziłam na przednim siedzeniu niby rozmawiając z kierowcą ale w obu wypadkach po jakieś godzinie rozmowy i tak usypiałam. Wieczorem, po niecałych 24 godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce i ponad pół godziny czekaliśmy na panią Wiesię, która umówiła się z nami na stacji a czekała koło niej... no cóż... Dom okazał się straszny... Andrzej twierdzi że on się tego spodziewał i nic go nie zaskoczyło, ale i tak jest w szoku... Ja rozumiem, że to jest mieszkanie jak najtańsze, że oni tu mieszkają żeby zarabiać, że on wraca tylko na noc do domu, a ona albo sprząta u ludzi, albo zajmuje się chorowitymi i leniwymi dziećmi... Ale jeśli już ma się takie dzieci i pół dnia tak czy inaczej spędza się w domu – to można by w nim coś zrobić. Bo ja wiem że tu nie ma nawet o mówić o remoncie czy kupieniu mebli. Ale słoiki w których trzyma się przyprawy mogłyby być czyste. Można by poukładać porozwalane wszędzie rzeczy... Nie mieści mi się to w głowie... A najgorszy z wszystkiego jest pies...Po pierwsze w ogóle nie dociera do mnie idea trzymania zwierzaka na podwórku. Jak się ma podwórko to dobrze bo można psa wypuścić niech nie siedzi w domu... Ale tak cały czas? Jeszcze jak są takie upały jak tutaj?! Pies ma trzy lata... a wygląda przerażająco to nie dlatego że jest brudny i ropieją mu oczy... Dwa lata temu miał wypadek bo uciekł i potrąciło go auto... I miał całkiem rozwaloną łapę – weterynarz powiedział że trzeba ją amputować ale oni się nie zgodzili. Pies łapy nie używa i nosi ą w powietrzu, jest zdeformowana i obrzydliwa. I chyba mu przeszkadza, bo cały wolny czas, poza największym upałami, usiłuje ją sobie odgryźć – dosłownie! Pół łapy to jedna wielka ciągle cieknąca rana którą on zahacza zębami i ciągnie...i tak codziennie. I po prostu jest nam przykro na to patrzeć bo zwierzak się męczy. Nie może się położyć bo łapa go boli czemu trudno się dziwić. A my nie możemy nic zrobić... No trudno chociaż tak smutno trochę. Zobaczymy ile tu wytrzymamy, bo dwa tygodnie na pewno nie... I jeszcze smutniej bo nie ma smsów od Liska. Buuuu...

Brak komentarzy: