Kto zrozumie?

No kto? Bo ja nawet nie wiem dlaczego bloga pisze... Kolejny z moich szalonych pomysłów... Ale może znajdę bratnią duszę, która odważnie zanurzy się w otchłani szaleństwa i zrozumie wszystkie moje rozterki?

środa, 30 kwietnia 2008

Ech...


Ech... Dobrze że wreszcie jest troszkę wolnego. Szkoda tylko że jestem chora i że ta sobota będzie jaka będzie. Ustawianie ławek dla maturzystów to porażka. Usypianie u Kamila też... Wogóle jakoś tak do niczego, boli mnie głowa i mam światłowstręt... Ech...

wtorek, 29 kwietnia 2008

Śpiiiiiiii

Ech... Jestem wykończona! Po pierwsze nawałem sprawdzianów, po drugie kursem, po trzecie alergią i przeziębieniem na kupie. I przerażona sobotą to wogóle jest jakiś powalony pomysł, ale cóż... ja się nie będę odzywać. Zrobię tylko zadanie z matematyki, umyje sie i za pół godziny zamierzam już głęboko spać! Dobranoc!

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Looool


Totalny szok! Zawsze wiedziałam że szkoła jest niebezpieczna... Ale nigdy nie myślałam że aż tak! Otóż dzisiaj szkolne podręczniki (ważące jakby nie było jedną piątą mojej wagi) zamordowały moją jedyną torbę. I to zamordowały tak ostatecznie bo rozerwały metalowy uchwyt od paska... Po prostu przerażające! I w dodatku musiałam się wlec do autobusu niosąc te 10 kg w rękach, a potem spędziłam ponad godzinę w korku... I oczywiści spałam w autobusie, dobrze że zdążyłam się obudzić. I równie straszne są konsekwencje tego morderstwa w biały dzień (jeszcze tego by brakowało żeby się urwała nocą :/). Bo zmusiło mnie to w końcu do pojechania po plecak... I wcale nie jest straszne że w zasadzie wybrała go moja mama, ani to że to w zasadzie nie jest plecak tylko oryginalna torba na laptopa, ani jego cena, ani rozmiar, ani to że ze sklepu niosłam w nim piwo... STRASZNE JEST TO żE JEST RóżOWY!!! Tak okropnie i absolutnie różowy... Masakra... I ja mam chodzić do szkoły z różowym plecakiem?...

niedziela, 27 kwietnia 2008

:D :*


:D Cudowny dzień! Jestem kompletnie nie przygotowana do szkoły ale to nic bo dzień był wspaniały. Msza u Idziego potem mała pomoc w kweście potem wspólne siedzenie i gadanie, potem obiad potem kino... I wspólne snucie marzeń i odkrycie że je mamy że są nasze własne wspólne i cudowne. I oglądanie filmu (połowy) i pocieszanie i szeptanie i tajemnice... I to że nic nie umiem to nic. Za taki dzień było warto :D Dziękuję kochanie :*

Pfff


Jakoś tak mi marudno.... Bo niby wieczór fajny i wogóle... Ale dzień w sumie zmarnowany i nic w dodatku do szkoły nie zrobiłam... Zero lekcji czy czegokolwiek... Masakra. Mam nadzieję że jutro uda mi się wstać i coś zrobić... A jeśli tak to może jeszcze kino? Co powiesz kocie na kino? Mrrrrrr

sobota, 26 kwietnia 2008

hmmmm


Heh... dziwny dzień... Najpierw spanie do południa, a obiad dopiero za godzinę. I jeszcze goście, bo imieniny taty... Dobrze że przynajmniej imienin nie mamy razem. Zobaczymy jak ten wieczór będzie wyglądał bo zapowiada się nieciekawie... :P

piątek, 25 kwietnia 2008

Haha!

Hehe... Kocham uwielbiam ubóstwiam po prostu moje zuchy! I w dodatku one się mnożą niewiadomo skąd :D To jest boskie! I uwielbiam zbiórki i moje aniołeczki koffane :* HAPPYNESS!

A tak z innej paczki: Buahahahaha jaki film ja nie mogę!


No proszę... Wystarczyła minuta i już nic wczoraj nie napisałam... Ale to nic dziś znowu nadrobię... Bo będzie dziwny dzień :D Napisałam nawet list po angielsku :D Ale chyba jeszcze muszę na jutro notki przygotować :D zobaczymy jak to będzie :D Ale dziś (wczoraj) było fajnie i sie tańczyło i przytulało i atakowało na przystanku. Wogóle fajnie. A teraz napisać listy do rodziców i do spania :D I w sumie choć to dziwne lubię mojego Filipka :D Taka refleksja związana z ironicznym tekstem który porównuje mieszkańców miast nastawionych na turystykę do złotych rybek... :P śmieszne

środa, 23 kwietnia 2008

Refleksyjnie


życie człowieka jest strasznie płynne... Zaczyna się jakby mały strumyk wydobywający się spod ziemi... Chociaż nie każdemu uda się dopłynąć do powierzchni... zaczyna powolutku toczyć się przez kamienie... I już tutaj życie każdego się różni... jedni płyną gładkim piaszczystym korytkiem inni skręcają i wiją się między kamieniami inni z trudem przebijają się przez gęste poszycie. Jedni płyną w pełnym słońcu inni w cieniu, niewidoczni. I nadal nie wiadomo jak skończy każdy tych strumieni. Powoli nowe doświadczenia jak mniejsze i większe dopływy zaczynają nas zasilać i powiększać. Szybciej lub wolniej, ale wciąż i niezależnie od naszej woli. Życie tak jak bieg wody ciągle przyspiesza, dla każdego jest coraz szybsze i trudniejsze. I mimo że każdy mówi że już nie nadążą, to jakoś daje radę bo musi. Nie ma innego wyjścia i tak jak woda przeciska się przez ułożoną z kamieni i gałęzi przeciwności losu tamę tak każdy z nas pokonuje przeszkody. zawsze da się znaleźć jakąś szczelinę, albo ją zrobić, opłynąć tamę bokiem, albo po prostu górą. I życie niepowstrzymanie toczy się dalej. Czasem płyniemy w pobliżu innych rzek, słysząc ich szum i radośnie pluskając, czasem znajdujemy tę właściwą i łączymy z nią nasze wody, związując się na całe życie... Czasem nasza woda pozostaje czysta i krystaliczna, a czasem zmienia się w ściek... I nigdy nie wiemy co nas spotka dalej, ciągle jesteśmy tylko świadomi upływającego czasu... Bo nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Człowiek nawet jeśli tego nie widać ciągle się zmienia. Rzeka naszego życia zakręca i zmienia otoczenie, czasem płynie burzliwie a czasem spokojnie. Czasem jest nieszkodliwa dla innych a czasem zalewa pola i obrywa brzeg. I nigdy nie wiadomo co czeka za kolejnym zakrętem, jak będzie duży i co przyniesie. Czy zmianę na lepsze? Czy ładną pogodę? Czy zbliży nas do innych, czy oddali? Nigdy nie wiadomo z której strony może pojawić się coś nowego nowy dopływ i jaki on będzie... Czy zasili naszą wodę i uczyni ją piękniejszą, silniejszą? Czy przyniesie brud i chemikalia? Dlatego zawsze trzeba mieć oczy szeroko otwarte i poszukiwać możliwości rozwoju i dobrych dopływów, a omijać ścieki... Jakkolwiek by nie szumiały... Płyniemy i nie wiemy co nas czeka, możemy mieć tylko nadzieję. I co najważniejsze - nigdy nie wiem, który zakręt będzie tym ostatnim, za którym nie będzie już nic, tylko otwarta pusta przestrzeń morza... I pustka i cisza...


"Idę tam, gdzie przestrzeń błękitów..." - Tego biegu nie da się odwrócić. Ale do moża można wpaść jako kryształowa, piękna majestatu rzeka, żywa i głośna, płynąca pewnie i niosąca z sobą tysiące ryb... A można wpaść jako niosąca śmierć powódź zła i samotności...


"A dobra przyboczna jest jak glon..." - bez komentarzy... :D

:*

A w ramach nadrabiania nienapisanych postów :D

Chciałam powiedzieć że bardzo bardzo, gorąco i oficjalnie gratuluję myszowi wszystkich trzech rzeczy. I że mi przykro że te dwie sie nie udały ale głowa do góry w końcu damy rade! Wystarczy tylko sięgać do ideału, bez strachu że spadniesz...
I ciesze sie że Marta już te testy napisała i trzymam kciuki za wyniki :*