
Brutalna rzeczywistość odciska na mnie swoje piętno, zmuszając do ukrycia się we własnych czterech ścianach. Ustalona kolej rzeczy, już tyle razy sprawdzona... a mimo to pozwalam sobie a złudne nadziej, że może będzie inaczej. W ciągu dwudziestu lat, tylko dwa razy udało się uciec od reguły. Dwa razy na ile dziesiątek?
Najwidoczniej... Najwidoczniej nie jestem osobą, którą można pokochać. I nie, nie użalam się nad sobą, że nie mam chłopaka. Bynajmniej. Użalam się i owszem, ale dlatego, że nie potrafię znaleźć przyjaźni. Przyjaźni, która choć raz byłaby dla mnie.
Dlatego kolejny raz nurzam się w ciepłym bagnie oddania, oferując siebie za nic. Bo mimo obietnic-kłamstw, nigdy nic nie dostanę. Wiem to, choć moje serce krwawi z bólu.
Życie płynie dalej, kolejni ludzie pojawiają się i znikają. A ja pragnę wierzyć, że chociaż we wspomnieniach kilku z nich pozostanę na zawsze - oni wszyscy na wieki będą mieszkać w moim sercu.